środa, 31 sierpnia 2011

wtorek, 30 sierpnia 2011

nadmorskich klimatów część 1

Kocham morze. Bałtyk, konkretnie. Z tym, że jest to z mojej strony uczucie zupełnie platoniczne, albowiem za nic na świecie nie wypłynęłabym na wody szersze niż Zatoka czymś mniejszym niż prom. Nie wspominając już o tym (i właśnie wspominam ;-)), że zupełnie nie umiem pływać i wejście do jakiegokolwiek zbiornika wodnego nie będącego wanną (ale ta też nie może być za duża), przyprawia mnie o drętwotę ;-) Nie przeszkadza mi to jednak zupełnie w myszkowaniu po portach, przystaniach i latarniach morskich, wgapianiu się w siną dal i ekscytowaniu się każdym statkiem, jaki pojawi się na horyzoncie. Do tego wszystkiego mam bardzo romantyczne wyobrażenia na temat życia marynarzy, które zapewne nijak mają się do rzeczywistości, ale co mi tam. Krzywdy tym nikomu (chyba) nie robię ;-)).

W tym roku, podobnie jak i w zeszłym, zawitaliśmy do Trójmiasta. Dla nas, czlowieków, którzy nie są w stanie zbyt długo wytrzymać na plaży, miejsce to idealne. Zwłaszcza, że ostatnim razem byliśmy tylko kilka dni, dla obwąchania terenu ;-) Po rzuceniu manatków, natychmiast polecieliśmy w miasto, na Skwer Kościuszki. Tam oczywiście cumują na stałe Błyskawica i Dar Pomorza, stamtąd też można wybrać się na wycieczkę po porcie czy pogapić na przybyły właśnie Dar Młodzieży. I tam też ciągną tłumy turystów (knajpki, miejska plaża, Bulwar, akwarium), ale da się przeżyć ;-) 
 





Szczególnie miły jest wieczorny spacer oświetlonym Bulwarem (ok. 1,5 km - do Redłowa, stamtąd już widać Orłowo z klifami, dalej Sopot...), a wcześniejszą porą warto odwiedzić Plenerową Ekspozycję Broni i Uzbrojenia Morskiego. Taka perełka tuż przy plaży - a świeci pustkami! My byliśmy tam rok temu :-)
Warto też wybrać się na wycieczkę statkiem po porcie - jeśli ktoś lubi takie klimaty (my lubimy bardzo!). Niestety, ja akurat niewiele zobaczyłam i usłyszałam, bowiem nasz syn postanowił, że będzie miał wtedy zły humor ;-)) Ale piękną Aidę Sol z bliska zobaczyłam (już wcześniej widziałam ją z lądu :-)) No, tym to bym mogła płynąć ;-)))







A tu widok na port z Kamiennej Góry, najpopularniejszego gdyńskiego miejsca widokowego:


Nad wszystkim górują słynne Sea Towers, które - no cóż, trzeba się przyznać, choć nie najlepiej to chyba o mnie świadczy - wzięłam w zeszłym roku za kolejną nieudaną i niedokończoną budowlę i nie przyglądałam się im jakoś szczególnie :-D Tym razem podeszłam do sprawy poważniej i bardzo starałam się docenić perełkę nowoczesnej architektury :-D



No dobra, wystarczy bloków (przepraszam: apartamentowców! ;-)), lepiej pogapić się na morze...


... albo powygłupiać na plaży (pogodę pierwszego dnia mieliśmy pod psem, ale za to później nie mogliśmy narzekać nic a nic)


Któregoś dnia do gdyńskiego portu zawitał Dar Młodzieży; bardzo chcieliśmy zobaczyć jak odpływa, więc czekaliśmy  i czekaaaliśmy (zwłaszcza, że ruch na pokładzie był już spory), po czym okazało się, że odpływa nazajutrz :-D


Na szczęście Dar Pomorza nigdzie się już nie wybiera i można sobie trochę po nim pobuszować. Wystawa przygotowana jest bardzo ciekawie i przejrzyście; P. z szaleństwem w oczach obmacywał jakieś podejrzane maszynerie w kotłowni, a ja rozpłaszczałam nos na szybkach oficerskich kajut ;-) Mikiemu najbardziej podobało się na pokładzie ;-) (zdjęcia poniżej przedstawiają szczegóły z obu Darów: Pomorza i Młodzieży ;-))





Ciąg dalszy - nastąpi :-)

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

tam, gdzie gotyk na dotyk i wygłaskane żabki :-)

Wakacje, znów będą wakacje, na pewno mam rację, wakacje będą znów! - śpiewał wieki temu kabaret O.T.T.O., a ja podśpiewuję tak sobie od paru dni, usiłując się jakoś pocieszyć po zakończonym urlopie. Przeglądam zdjęcia, pocztówki, bilety, gmeram w przytarganych nie wiadomo po co kamyczkach i muszelkach (no jak to po co - żeby gmerać!), patrzę na swój ogromny, niebieski kapelusz i wzdycham raz po raz: jak ten czas szybko zleciał! Dokładnie dwa tygodnie temu, dopiero co przecież, byliśmy w Toruniu, naszym pierwszym przystanku wakacyjnym :-)
Toruń jest piękny! Zwłaszcza rano, kiedy wszyscy odsypiają nocne spacery i siedzenie w knajpkach :-) I wieczorem, kiedy zapalają się setki światełek, tworząc cudowny nastrój. Ludzie przestają się spieszyć, siedzą leniwie nad swoimi kawami, piwkami, herbatami, drinkami, śmieją się, rozmawiają. Sprytnie podświetlone kamieniczki eksponują swoją urodę i przyciągają wzrok. Letnie, ciepłe powietrze, gwar... Chwilo, trwaj! :-) Wieczorne zdjęcia robimy z ręki, bez statywu, bez lampy. Nie chce się nam wyciągać tego całego oprzyrządowania, wolimy spacerować i rejestrować wszystko w pamięci :-) Po raz kolejny odczuwam brak tej atmosfery w śląskich miastach. 





Na skwerze przy Placu Rapackiego naszą uwagę przyciągnęła delikatna muzyka i pluskająca woda... Podeszliśmy bliżej, a tam...


Staliśmy jak zaczarowani, bo to niezwykłe widowisko i świetna terapia poprzez muzykę, światło i wodę, wycisza i nastraja bardzo pozytywnie - tuż przed snem...  Fontanna Cosmopolis. Naprawdę fajny prezent od miasta dla mieszkańców i turystów.





A w ciągu dnia prezentuje się tak:



Każdy ma swój sposób na zwiedzanie. Mój jest bardzo prosty - przewodniki zostawiam sobie na koniec. Nie czytam, nie szperam, co najwyżej wynajduję nowe miejsca, ale bez szczegółowych informacji. Po prostu idę w teren, przed siebie. A potem dopiero otwieram broszurki, książki i internet i czytam - gdzie byłam, co widziałam  :)  Jest z czego wybierać - gotyk jest wszędzie - rzeczywiście na dotyk, jak głosi toruńskie hasło reklamowe :-)))













Nawet Biedronka znalazła tu całkiem ładny domek:


Nie wiem jak Wy, ale ja chodzę z wiecznie zadartą głową - cud, że jeszcze nie obiłam sobie dzioba :D Ale tam, na górze, jest tyyle ciekawych rzeczy! Chociażby ceramiczne figurki na ulicy Podmurnej, stworzone przez toruńskich artystów...





... albo prawdziwi anieli... I piesio odpoczywający na balkonie i nie spodziewający się wścibskiej papparazzi:


Oczywiście pod nogi też czasami zdarza mi się spojrzeć ;-) Na Filusia!

albo na smoka toruńskiego, bardzo przyjemnego zwierza, o, prosz brdzo:


Jakby było mało, pozazdrościliśmy widoków szybującemu nad kościelną wieżą paralotniarzowi i czym prędzej postanowiliśmy wdrapać się na Ratusz :-) Tu biję czółkiem w podloże przed moim mężem, albowiem dokonał tego czynu z dwunastokilogramowym, wierzgającym balastem na ręku ;-)



Uffffff, męczące, ale warto było!  W końcu przyszła pora na deserek, bo jak to - być w Toruniu i nie spróbować piernika? My nie tylko jedliśmy, ale i sami wypiekaliśmy - w Muzeum Piernika :-) Polecam to miejsce na wypad z dziećmi w wieku przedszkolno - szkolnym, reszta może być trochę skonsternowana wąchaniem cynamonu czy oglądaniem pieprzu (pierwszy raz na oczy widziałam :-))) ) . Ale jak przyszło do lepienia pierników, wszyscy bawili się jak dzieci :-))


Ta w niebieskie kółka to ja :-))))


Na koniec wygłaskaliśmy słynne żabki - na szczęście. Legenda miejska głosi, że niegdyś Toruń nawiedziła plaga żab, której kres położył sprytny flisak: otóż zagrał on na skrzypkach tak fałszywie, że żaby same pouciekały. Jak widać, znalazło się parę głuchych płazów, które do tej pory siedzą z flisakiem przy fontannie ;-))) A jak się taką żabę pogłaszcze - to szczęście zagwarantowane!


Ogłoszenia parafialne ;-)
Bardzo polecamy jako noclegownię, zwłaszcza na 1-2 noce, hotel ETAP, tuż przy Starówce, cena: ok. 120 zł za dobę za pokój dwuosobowy.
Nie polecamy sieciowego Sphinxa na Starówce - chyba, że ktoś lubi czuć się niemile widziany ;-)
Lody u Lenkiewicza są ogromne i pyszne :-))))))